„Z pewną taką nieśmiałością” wielu marketerów odnosi się do łączenia wideo z mailingiem. Ja – do niedawna – także. Do czasu, aż puściłem w tym samym portalu, w niedługim czasie, dwa mailingi reklamowe. Najpierw bez, potem z wideo.
Oczywiście, zrobiłem to ostrożnie, czyli broń Boże bez wklejania filmu do treści maila, czy bez pliku GIF imitującego wideo. W mialingu zawarta była tekstowa zachęta do kliknięcia i kadr z filmu ze strzałką sugerującą „PLAY”. Do tego przemyślany tekst zastępczy (czyli ten, który pokazuje się zamiast obrazka, kiedy użytkownik nie włączył pobierania obrazków do maila), informujący o materiale wideo. Na stronie docelowej – tylko wideo i delikatna zachęta do konwersji.
I chociaż treść mailingu nie mówiła o korzyściach z konwersji, statystyki mailingu, a szczególnie konwersji – badane na naprawdę sporej i różnorodnej grupie – okazały się zaskakująco wysokie:
Okazuje się że obawy, jakie mieliśmy są (już) bezpodstawne: Odbiorcy przestają się bać multimedialności. Niedługo przestaną się jej bać klienty poczty elektronicznej.
Chcesz konwersji? Myśl o wideo.